W dniach 16-17 września 2017 r. w ośrodku Wrocław Partynice odbyły się I Mistrzostwa Świata w jeździe bez ogłowia. Dotychczas na wrocławskich Partynicach corocznie odbywały się Mistrzostwa Polski, w tym roku zawody zyskały rangę międzynarodową. Zawodnicy rywalizowali w kilku konkurencjach: ujeżdżenie, skoki przez przeszkody, western horsemanship, trail, próba Caprillego. W ujeżdżeniu bez ogłowia I miejsce i tytuł Mistrzyni Świata zdobyła Anna Zenl. Trudno wyobrazić sobie bardziej udany debiut zawodniczki, która nie startowała w poprzednich edycjach tego konkursu, i która nigdy nie startowała w zawodach. Anna Zenl na koniu Egist zachwyciła sędziów i publiczność nie tylko piękną jazdą w zebraniu, lecz także elementami wyższej szkoły jazdy: pasażem i galopem dwutaktowym! Co jest sekretem sukcesu Anny? Jak wyglądała jej droga do zdobycia umiejętności, o których wielu jeźdźców może tylko pomarzyć? Jaką osobą jest na co dzień? Poznajcie Annę Zenl i jej konie: Egista i Pessaro, które szkoli wyłącznie sama i na których jeździ wyłącznie bez ogłowia – w zebraniu.
Jak zaczęła się Pani przygoda z jazdą bez ogłowia? Dlaczego zdecydowała się Pani na tę formę jeździectwa?
Myślę, że decydujący wpływ na całokształt mojej pracy z końmi miał sam początek mojej przygody z jeździectwem. Jako dziesięcioletnia dziewczynka trafiłam do stajni, która nie miała najlepszej opinii. Brak środków zmusił mnie do rozpoczęcia pracy w tej stajni w zamian za jazdę. Stosunek ludzi do zwierząt pozostawiał tam wiele do życzenia. Konie stały w gnoju po kolana, nie zawsze były karmione, nie wypuszczane, nie jeżdżone – często tygodniami stały w zamknięciu. Dzieci wykorzystywane były do ciężkiej pracy, przekraczającej ich siły. Jazdy szkółkowe prowadzone były przez nas, małe dzieci, a nam samym nigdy nikt nie poprowadził właściwej lekcji. W tej stajni ani nie uczono jeździć, ani nie uczono szacunku do koni. Ale – paradoksalnie – z tego miejsca wyniosłam najwięcej. Uświadomiłam sobie, jaką osobą nigdy nie chcę być, i jak moja praca z końmi nigdy nie będzie wyglądać. Nienawidziłam tego miejsca, ale miłość do tych wspaniałych zwierząt w sposób niekontrolowanie rosła. Jako dwunastolatka w tajemnicy przed mamą zaczęłam odkładać na własnego konia. Uzbierałam cztery tysiące. Kiedy wyjęłam stos banknotów po 10 i 20 zł, mama była w takim szoku, że zgodziła się na kupno konia. Na piętnaste urodziny kupiłam rocznego arabskiego ogierka. Na odchodne usłyszałam z ust właścicieli tamtej stajni: „Gówniara kupiła sobie rocznego arabskiego ogiera… ten koń ją zabije”.
Chodziło o Egista? Jak wyglądały początki pracy z arabkiem?
Były… dość niestandardowe. Egista zajeździłam sama, na cordeo. Pierwszy raz wsiadłam na niego w boksie, na oklep. To było mniej więcej po tygodniu zabaw typu „ja na ciebie wskakuję, a ty stoisz spokojnie”. To był rodzaj gry, która kojarzyła mu się przyjemnie. Otworzyłam drzwi boksu, przejechałam przez pusty korytarz i wyjechałam przed stajnie. Pozwoliłam skubać mu trawę, a potem pojechaliśmy na mały wybieg. To był czas, kiedy głośno zrobiło się o metodzie klikierowej… znaliśmy już parę sztuczek, a tego dnia poznaliśmy kilka nowych, dużo prostszych: koń ruszał od łydki, zatrzymywał się na prrrr, cofał od nacisku sznureczka na szyje, skręcał, kłusował. Marzenie! Zachowywał się, tak jakbyśmy robili to od zawsze. To nie było zajeżdżanie, to była zabawa w jazdę. Ale pragnę zaznaczyć, że nie jestem jakąś kaskaderką. Gdybym nie czuła się bezpiecznie, to nigdy nie odważyłabym się na taki krok. My mieliśmy solidne podstawy. Komunikacja, szacunek i zaufanie – to wszystko wyrobione było z ziemi. Zanim dosiadłam Egista, znałam już wiele sposobów powodowania tym koniem. Wiedziałam, że świetnie się rozumiemy.
Czy pracowała Pani z nim regularnie?
Jeździłam w trzech podstawowych chodach po dużym placu i w tereny. Jeżeli w ogóle jeździłam (śmiech). Burzliwy okres dorastania, wyjazdy zagraniczne, późniejsze problemy osobiste… zawsze cos odciągało mnie od systematycznej i twórczej pracy. Do stajni wpadałam dla chwili relaksu. Często zabierałam Egista na spacer po polach, czasem nie robiliśmy nic – wpadałam dać mu buziaka i wsypać marchew do żłobu… i nacieszyć się jego obecnością w moim życiu. To był (i jest!) dla mnie koń do kochania. Ale trzeba przyznać, że jak już udało mi się złapać wiatr w żagle, byłam w 100% efektywna.
Jak to się stało, że kupiła Pani drugiego konia?
W 2011 wydzierżawiłam działkę, postawiłam na niej trzy boksy… zawsze moim marzeniem było trenowanie koni… z nimi zawsze lepiej się dogadywałam niż z ludźmi. Chciałam połączyć pasję z pracą i chciałam, by Egist miał towarzystwo. Liczyłam na to, że przygarnę pod swoje skrzydła jakieś dwie zbłąkane duszyczki z problemowymi końmi i poprowadzę je własną drogą. Wszystkie te plany i marzenia wzięły w łeb, ponieważ dzierżawca terenu się wycofał. Uzyskałam w końcu możliwość „zakwaterowania” z Egistem kucyka jako konia do towarzystwa. W taki sposób pod nasz dach trafił trzyletni kuc walijski, siwy ogier o imieniu Pessaro, ale stało się to dopiero w 2014 r.
Co różni Egista od Pessaro? Czy praca z nimi jest podobna, czy całkiem inna?
Oba konie były układane innymi metodami. Z Egistem program przerobiłam od A do Z. Pessaro zna alfabet tylko od polowy. Nie jest układnym i zrównoważonym konikiem – to diabeł, dynamiczny, ekspresyjny, trochę nieokrzesany. Świetnie to obrazuje, że praca z końmi musi być wyważona. Ludzie często nie chcą uczyć koni sztuczek, bo boją się, że zaczną to wykorzystywać. Konie zrobią się łapczywe i natarczywe. I mają rację, bo tak właśnie jest. Bez odrobionej pracy domowej…, bez relacji, bez komunikacji i ustalonej hierarchii możemy stworzyć konia, który stanie się dla nas niebezpieczny. Znam dziewczynę, której koń, ucząc się dawać buziaki, ukruszył jedynkę. Kiedyś poproszono mnie o pomoc przy koniu, który wpadał w panikę i rzucał się jak opętany przy dotykaniu uszu. Dwa dni później przytulałam głowę do jego czoła, kreśliłam jego uszami ósemki, całowałam go uszach, głośno cmokając. Ale nowego zajeżdżacza ten koń ugryzł przy zakładaniu ogłowia. Nie chcę takich sytuacji i nie lubię podejmować się zadaniowej pracy z koniem. Skracanie drogi ma swoje następstwa... Ja dałabym sobie z nimi radę i dlatego w przypadku Pessaro zastosowałam „skrócony kurs” nauczania. Ale nie każdy odnajdzie się w podobnej sytuacji i dlatego unikam również „szkolenia” ludzi przez Internet. Jeśli miałabym trenować czyjeś konie, a jest to wciąż moje marzenie, to tylko pod warunkiem, że prowadzę im całościowy trening, uczę krok po kroku, od A do Z, budując relację i opierając pracę na obustronnej komunikacji.
A wiele osób pewno pyta…
Tak, otrzymuję różne zapytania, ale zawsze mam problem, czy i jak na nie odpowiadać. To, że podam parę schematów zachowań, nie na wiele się zda. Mam świadomość, że ktoś prędzej czy później się w tym zagubi. W tego typu pracy niesłychaną role odgrywa wyczucie, logika naszych zachowań, kreatywność i umiejętność właściwego reagowania w różnych sytuacjach. Tu chodzi przecież o budowanie relacji między koniem a człowiekiem, a na to nie ma prostego przepisu, który w dodatku byłby odpowiedni jednocześnie dla wszystkich koni i wszystkich jeźdźców. Trzeba sprawić, by koń w 100% chciał być z nami, żeby w się w nas wsłuchiwał, żeby się starał, żeby chciał dopasowywać się do nas. Bez tego niewiele można zdziałać.
Czy oba Pani konie mają takie same predyspozycje?
Walijczyk BIEGA na dwóch nogach, jest zdecydowanie bardziej ekspresyjny i skoordynowany w ruchach niż Egist. Egist jest w stanie zrobić pięć małych kroczków, ze mną na grzbiecie – cztery. Pesarro pięknie skacze. Jeśli uda mi się zrzucić pięć kilo, to może za rok zadebiutujemy na parkurze (śmiech).
Jak długo trwa trening?
Zwykle około godziny. Zaczynamy od konkretnej pracy, a na koniec zapewniam koniom inne rozrywki. Bawimy się… kładziemy się, siadamy, koń aportuje piłkę… Nie samą pracą człowiek żyje… i niech koń ma też trochę radości z życia!
Co zmieniła w Pani jeździectwie decyzja o wyborze jazdy bez ogłowia? Przed jakimi wyzwaniami Pani stanęła?
Pamiętam dzień, kiedy postanowiłam całkowicie zrezygnować z jazdy przy użyciu wodzy. Wcześniej jeździliśmy na oglowiu bezwędzidłowym własnego pomysłu lub kantarze, bo halter jako pomoc zbyt mocna pomoc już dawno trafił do kosza. Pierwszą poważną lekcję jazdy na cordeo odbyłam jednak dopiero dwa lata temu. Co mam na myśli, mówiąc „poważną”? Wcześniejsze prowadzenia konia na tym okrojonym sprzęcie były po prostu kręceniem się w kółko dla frajdy. Jeżdżąc na sznurku, nie skupiałam się na poprawności wykonywania elementów. Postanowiłam to zmienić i było to wyzwaniem, bo okazało się, że brakuje mi środków, żeby prowadzić konia prosto w linii, żeby nie spływał na boki, żeby wyjechać poprawnie zakręt, łopatkę do wewnątrz czy trawers. Trudności nie były spowodowane tym, że nadużywałam wodzy. Do konia po prostu dotarło, że nie jestem w stanie kontrolować go tak, jak dotychczas. Nie miałam już wodzy zewnętrznej i wewnętrznej. Zostały mi łydki, dosiad, sznurek i ewentualnie bacik. Skorygować wypadające łopatki nie było łatwo. Te treningi wymagały dużej samokontroli i z początku wiele nam nie wychodziło. Największym wyzwaniem była (i jest!) precyzja, a żeby do niej dojść, potrzeba ogromnego skupienia konia i jeźdźca, obustronnych chęci i zaangażowania. Kiedy zaczynałam „prawdziwe ujeżdżenie” na cordeo, Egist nie był koniem codziennie jeżdżonym i nie widział na oczy czworoboku. Bardziej pasowało do niego określenie… konik z lasu. A do mnie – weekendowy rekreant!
Czy czasem wracacie do ogłowia bezwędzidłowego? Podczas Hubertusa jechała Pani na cordeo!
Tylko w wyjątkowych sytuacjach, jak pierwszy wjazd do Zalewu Sulejowskiego czy impreza WOŚP w centrum miasta, samodzielna jazda dziesięciolatki, czyli sytuacje, które wymagały większej kontroli. Znajomi się śmieją, że do bryczki pewnie także podpięłabym go na cordeo. Ale obiecałam sobie, że nie będę sobie w żaden sposób ułatwiać zadania. Postanowiłam iść własną drogą, by sprawdzić, ile da się nauczyć konia, pracując wyłącznie w taki sposób. Nie chcę mu także mieszać w głowie, raz jeżdżąc na kantarze, raz na sznurku. To mój eksperyment, nauczyłam go łopatki, ustępowania od łydki, zgięć na kole. Jeszcze wiele przed nami!
Czego było konia najłatwiej nauczyć? Czego najtrudniej?
Naszą piętą Achillesową są koła. Problem nie leży w koniu, tylko we mnie, dalej ich nie widzę!
Co jest dla Pani najważniejsze podczas pracy z koniem?
Ludzi często urzeka fakt, jak chętnie Egist czy Pesarro ze mną pracuje, jak mnie czyta, jak czeka na sygnały. Cała moja praca bazuje na skupieniu uwagi, to ciągła komunikacja. Wszystko działa od momentu, gdy koń jest myślami ze mną. To ciągła rozmowa… mój ciężar, łydka, pozycja.. Koń musi reagować, w innym wypadku nie możliwe byłoby zebranie konia na cordeo. Jedyne, co bym osiągnęła, to sztuczna pozycja głowy, która prowadzi do usztywnień i blokuje grzbiet konia. Muszę nieustannie kontrolować siebie i konia, zwracać uwagę na dynamikę i lekkość. Jazda jest dla mnie tak absorbująca, że często wpadam głową w gałęzie choinek na placu, robiąc sobie przy okazji zabieg akupunktury twarzy…
Kiedy zdecydowała Pani wystartować w Mistrzostwach Świata w Jeździe bez ogłowia?
Dokładnie miesiąc przed zawodami wyjechałam na weekend nad jezioro. Tam spotkałam dziewczynę ze stajni, w której rok temu przy okazji halloweenowego Hubertusa robiłam pokaz z Egistem. Przy ognisku zaczęłam żalić się, ze kolejna edycja tego typu konkursu, a ja znów z powodu ograniczonych środków finansowych nie mogę sobie na taki wyjazd pozwolić. Bolało mnie to, że znowu mnie tam nie będzie, że to jedyne zawody w których mamy szanse wziąć udział. Egist jest koniem, który nigdy nie miał wędzidła w pysku i nigdy mieć nie będzie. Co za tym idzie, nigdy nie mieliśmy możliwości wystartowania w żadnych „normalnych” zawodach, a nawet zrobienia wspólnie brązowej odznaki PZJ. Podczas tej rozmowy okazało się, że właścicielka tamtej stajni również wybiera się na mistrzostwa i szuka kogoś do wspólnego transportu. Nie wahałam się ani chwili, tym bardziej że decyzja została podjęta właściwie parę lat temu!
Czy droga do mistrzostw była wyboista?
O, i to bardzo! W ubiegłym roku koń dostał ochwatu. Restrykcyjna dieta i z byczka zrobił się szczypiorek. Pół roku później przy porcji żywieniowej zmniejszonej o połowę sytuacja niestety znowu się powtórzyła. Wydobrzał, ale od paru miesięcy nie był w treningu. Zajmowaliśmy się innymi rzeczami – trenowałam woltyżerkę, uczyłam go nosić torebkę i sprzątać rzeczy po jeździe. Nie był to rodzaj pracy, która przygotowuje do zawodów. Nie mieliśmy też odpowiedniego miejsca do treningu, bo stacjonujemy stajni skokowej, gdzie są prowadzone intensywne treningi. Czworobok rozrysowałam kredą na hali wielkości 17 x 38 m, gdzie prawie na środku stał stos poskładanych przeszkód. Za każdym razem musieliśmy go omijać. Nie miałam po prostu możliwości wybrania dowolnego programu ujeżdżeniowego i przejechania go. Chciałam stworzyć piękny układ, solidnie się do niego przygotować, ale to nie było możliwe… musiałam się z tym pogodzić.
Ale i tak wygraliście!
Tak, ale nie było łatwo. Kiedy wsiadłam na Egista tuż startem, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Ale nie wiedziałam jeszcze, co się dzieje. Zauważyłam tylko, że stęp wyciągnięty, kłus wyciągnięty i galop wyciągnięty nie działają, a to są elementy, w których jest naprawdę dobry. Oceniam, że przejazd pokonał na około 35% swoich możliwości, ale i tak udało się nam porwać publiczność pasażem i galopem dwutaktowym. Bardzo się starał! Jednak niedługo po finale nie mogłam już na nim nawet zakłusować! Miał bardzo spięte mięśnie brzucha, wyglądało to na początek kolki. Spacerowałam z nim około godzinę, mniej więcej 10 minut przed dekoracją poczuł się lepiej.
Jak inni jeźdźcy odbierają to, że jeździ Pani bez ogłowia?
Spotykam się z różnymi reakcjami ludzi. Nie jestem osobą, która patrzy na innych, moralizuje, komentuje. Nie pouczam innych i nie wtrącam się do tego, jak jeżdżą. A mimo to często zdarza się, że ludzie, widząc nas i naszą pracę, sami zaczynają się bronić i tłumaczyć... zupełnie tak, jakbym ich atakowała. Ja mam swój piękny świat i naprawdę cała reszta jest mi obojętna. Nie wdaję się w dyskusje, co jest lepsze, co jest gorsze, co jest bardziej właściwe. Do niczego nie namawiam i nikogo nie przekonuję. Jeśli w ogóle mam jakiś wpływ na ludzi, nigdy nie jest to wpływ bezpośredni. Ale cieszę się, jeśli kogoś zainspiruję!
Co było najtrudniejsze, a co najłatwiejsze podczas mistrzostw?
To były pierwsze zawody dla mnie i pierwsze dla mojego konia. Kiedy pierwszy raz o 7.00 rano wjechałam na pokazową hale, Egist pokazał całą paletę cech arabskich. Bał się szyldów, bał się trybun, bał się wszystkiego, co go otaczało.. Miał ogromne oczy, prychał, fukał, nie wyjeżdżał narożników i poruszał się z wklęsłym grzbietem. Istotą naszej pracy jest skupienie uwagi, wiec wróżyłam nam kompletną porażkę. Zaczęłam panikować… , że to może być pokaz wysokich lotów… w dosłownym tego słowa znaczenia. Komentarze „Capriola to element wyższej szkoły jazdy” rozluźniały atmosferę, przyjaciele trzymali kciuki i wierzyli, że sobie poradzimy. Półfinał przejechaliśmy z przerażeniem w oczach. Kiedy spadło ciśnienie, już na wyjeździe z hali, Egist zaczął łączyć się z moim umysłem… na rozprężalnię wjechał już zebrany. Najpiękniejszym przejazdem był nasz trening w niedzielę o 10.00 rano przy samym torze wyścigowym. „Dumka na dwa serca” puszczona na scenicznym sprzęcie niosła się na cały tor partynicki. Tam Egist był Egistem, tam tańczyliśmy... skupieni i zebrani.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów!
Anna Zenl – Mistrzyni Świata (2017, 2019) i Wicemistrzyni Świata (2018) w ujeżdżeniu bez ogłowia oraz trailu bez ogłowia (2018, 2019). Pasjonatka koni i klasycznego ujeżdżenia. Pracuje z końmi z ziemi i siodła, łącząc szkołę klasyczną z klikerem i metodami naturalnymi. Do poziomu wyższej szkoły jazdy doszła sama, eksperymentując i samodzielnie poszukując twórczych rozwiązań. Wyróżnia ją ogromna wrażliwość i etyka w pracy z końmi, a także cierpliwość i uśmiech. Wytrwale poszerza swoje umiejętności i rozbudowuje własną metodę pracy z końmi. Niezwykłe umiejętności swoich koni, Egista i Pesarro, prezentuje podczas pokazów jeździeckich.
Moja znajomość z Anną Zenl - przez pewien czas była znajomością na odległość. Wymieniałyśmy informacje na temat uczenia konia różnych elementów ujeżdżeniowych i sztuczek, recenzowałyśmy sobie wzajemnie filmy i zdjęcia, podpatrywałyśmy się nawzajem. Kiedy odwiedziłam Anię po raz pierwszy, miała już dwa konie, Egista i Pesarro. Gdy tylko weszłyśmy na padok, oba przywitały ją, prezentując na wyścigi różne ćwiczenia. Podczas pracy były nie tylko skupione, lecz wręcz zasłuchane w Ani – przyjemnie było popatrzeć, jak prześcigają się w staraniach i zabiegają o jej uwagę. Pierwsze wrażenie, gdy dosiadłam Egista, było wspaniałe. Poruszał się bez ogłowia w zebraniu, a jego grzbiet był naprawdę bardzo stabilny. Już wtedy prezentował piękny kłus zebrany, kłus szkolny i pasaż. Jazda na Egiście była wielką przyjemnością i wartościowym doświadczeniem uczącym, jak stabilny grzbiet koń powinien utrzymywać podczas pracy w zebraniu. Od kilku lat kibicuję Ani Zenl w jej pracy z końmi, podziwiając także jej wielką samoświadomość. Podziwiam także to, że do poziomu wyższej szkoły jazdy doszła całkowicie sama: bez kursów i szkoleń, bez konsultacji jeździeckich, bez lekcji indywidualnych. Mistrzyni Świata w Ujeżdżeniu bez ogłowia jest przy tym skromną i wesołą osobą, zarażającą innych pasją do jeździectwa opartego na komunikacji i…radości!
- Artykuł opublikowany pierwotnie: Ewa Rot-Buga, Roześmiana mistrzyni świata, „Świat Koni” 2017, nr 9, s. 28-33.i [wywiad], fot. Marcin Wieczorek, „Świat Koni” 2019, nr 10, s. 20-25.
- Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o Ani, zob. też: Ewa Rot-Buga, Anna Zenl. Czarodziejka koni [wywiad], „Świat Koni” 2019, nr 10, s. 20-25.
* 16.08.2020 - koń Ani, Egist został zatrzelony; stało się to w godzinach porannych na terenie padoków przy stajni w miejscowości Budzów Kolonia (Dolny Śląsk, powiat Ząbkowice), na kilka dni przed kolejną edycją mistzostw w jeździe bez ogłowia. Śledztwo nie doprowadziło do wykrycia sprawcy. Przebieg dochodzenia ze względu na dobro śledztwa i na prośbę Ani nie był ujawniany w mediach. Więcej informacji o zdarzeniu, zob. E. Rot-Buga, Koń Egist - mistrz świata w ujeżdżeniu bez ogłowia zastrzelony, fot. D. Abramczyk, M. Wieczorek, "Świat Koni" (17.08.2020).
* 31.08.2025 - Ania Zenl zmarła po kilkuletniej walce z chorobą. Miała 35 lat. Pogrzeb odbędzie się 08.09.2025 o godz. 12.30 w Łodzi w kościele pw. św. Wojciecha przy ul. Rzgowskiej 242.
Ania była Światłem. Była inspiracją i wzorem dla wielu miłośników jeździectwa. Była też skromną, wrażliwą i wesołą osobą. Poprzez to, kim była i w jaki spośób pracowała z końmi, zmieniała świat jeździecki na lepszy. Była dzielna. Chcę wierzyć, że już się z Egistem odnaleźli, że są pełni radości - tacy, jak byli zawsze tutaj z nami, i że robią znów razem piaffy, pasaże i lotne, jak zawsze - bez ogłowia.
Cześć Jej pamięci!
O Autorce
dr hab. Ewa Rot-Buga – instruktor jazdy konnej, wybitny wykładowca, profesor w Polskiej Akademii Nauk, autorka książek naukowych: Lwowska Arkadia oraz Bukoliczna księga znaczeń. Dziennikarka współpracująca z ogólpolskimi czasopismami jeździeckimi: „Świat Koni”, "Hodowca i Jeździec", "Koń Polski", „Koński Targ”. Redaktor-ekspert w wydawnictwach hipologicznych: Wydawnictwo Świadome Jeździectwo (redagowała m.in. dwie książki Mary Wanless RWYM, Ujeżdżenie na XXI wiek Paula Belasika i in.), Wydawnictwo PZHK. Odbyła pobyt szkoleniowy w Australii u trenera jeździectwa naturalnego Phila Rodeya. Pasjonatka ujeżdżenia klasycznego i pracy nad dosiadem metodą RWYM – od ponad sześciu lat systematycznie rozwija umiejętności pod okiem certyfikowanych coachów RWYM. Korzysta z metod pracy z ciałem, wykorzystanych przez Mary Wanless, twórczyni RWYM (m.in. jest to Technika Alexandra). Nieustannie poszukuje dróg samodoskonalenia i rozwijania umiejętności jeździeckich oraz efektywnych sposobów przekazywania wiedzy na ten temat. Podróżniczka i reporterka, miłośniczka wypraw konnych i wielodniowych rajdów, odwiedzająca konno dalekie i nieznane zakątki świata. Autorka bestsellerowej książki "Konno po marzenia", która otrzymała wyróżnienie w konkursie na najlepszą książkę wydaną w latach 2020-2021 "Literacka Nagroda Motyli; książki "Roxley. Wibracja Piękna" - fabularyzowanej, wciągającej historii, w której opisała m.in. swoją drogę ujeżdżeniową from green to greet; zbioru opowiadań - "W odbiciach". Dowiedz się więcej o autorce - LINK.