Kiedy trzy lata temu Anna Zenl z koniem Egist debiutowała na wrocławskich Partynicach w Mistrzostwach Świataw Jeździe bez Ogłowia, nikt nie spodziewał się, że nieznana nikomu dziewczyna zdeklasuje konkurencję, prezentując m.in. piękny pasaż i ruchy terre à terre. Tymczasem już wtedy para oczarowała publiczność i sędziów, i zdobyła Mistrzostwo Świata w ujeżdżeniu bez ogłowia. W kolejnym roku sięgnęli po srebro w ujeżdżeniu i srebro w trailu bez ogłowia. Gdy w tym roku wjeżdżali na czworobok, publiczność mogła się spodziewać, że będzie na co popatrzeć. Nikt chyba jednak nie spodziewał, że w fi nale para przedstawi tak piękną i czarującą opowieść, pełną miłości, oddania i harmonii. Opowieść, która nie tylko wyciśnie łzy z oczu, lecz także zapewni Annie Zenl międzynarodowe mistrzostwo w ujeżdżeniu bez ogłowia i tytuł ambasadora World Bitless Association. Poznajcie sekret nadzwyczajnej więzi z koniem i wspaniałego sukcesu wypracowanego bez trenera!
E.R.B. Zacznę od gratulacji! Po raz kolejny sięgnęła Pani po tytuł mistrzowski w ujeżdżeniu bez ogłowia. W zeszłym roku „nie udało się”, jeśli można tak określić srebro w tej wymagającej konkurencji. Tym razem złoty medal zawisł na Pani szyi i pokonała Pani konkurencję w wielkim stylu. Czy było trudno?
A.Z. Łatwo nie było. Stało przed nami wielkie wyzwanie. Łącznie trzy dni startów w dwóch konkurencjach, w których od konia oczekuje się innych rzeczy. Mieliśmy ogromne szanse na dwa złote medale. Jechaliśmy w duchu wygranej, z pełnym zaangażowaniem. Podczas porannych przejazdów (ujeżdżenia) tłumaczyłam Egistowi: „Bądź ładny, okrąglutki, rozluźniony, nieś się pod górę. Czaruj zrównoważeniem”. A po południami (trail): „Szybciej, jeszcze szybciej! Do przodu, nie ważne jak! Stop, a teraz biegnij! Walcz!”. Egist pędził, pokonując przeszkody w rekordowym tempie. Udało nam się uzyskać świetne czasy, po półfinałach byliśmy na pierwszym miejscu. Bałam się, że wszystko mu się pomiesza. Trochę nawet się tak stało. Robił lotne zmiany w slalomie między pachołkami, gubiąc cenne sekundy. Muszę przyznać, że trochę nam się lotne po trailu pogorszyły. Ponadto trzy dni zawodów w dwóch dyscyplinach to po prostu duży wysiłek fi zyczny. Bałam się, że może braknąć mu sił w fi nale, że będzie miał przemęczone mięśnie, że nie udźwignie mnie, poruszając się na dwóch nogach. Ale poszło mu całkiem nieźle. Nie zrobił wprawdzie, stojąc dęba, pięciu-sześciu kroków jak pierwszego dnia, ale zrobił trzy razy po trzy kroki. Jestem z niego naprawdę dumna!
E.R.-B. Przytoczę kilka komentarzy z Internetu: „Ludzie naprawdę płakali i wiwatowali na stojąco!”, „Nazywali Anię czarodziejką, zaklinaczką koni”. Jest Pani czarodziejką, zaklinaczką koni?
A.Z. Zaklinaczką, czarodziejką (śmiech)… nie wiem! Ale wiem, że potrafię zmienić podejście konia do człowieka… wpłynąć na jego psychikę. Gdy wyjeżdżałam z tegorocznych zawodów, ktoś poprosił mnie o pomoc w zapakowaniu konia do przyczepy. Dziewczyny męczyły się z nim godzinę. Nie chciały użyć bata, bo to był bardzo delikatny koń, w dodatku po przejściach. Zajęłam się nim i pięć minut później wszedł do przyczepy. Tym samym sposobem, którym one go wprowadzały. Już kiedyś miałam podobną sytuację z koniem, który podczas załadunku poturbował kilka osób i panicznie bał się przyczep – podobno. Wzięłam go i weszłam z nim do środka, nawet się nie zawahał. Usłyszałam okrzyki radości, a przecież nic nie zrobiłam. Może jednak jest coś takiego we mnie, jakiś rodzaj pozytywnej energii, która sprawia, że zwierzęta łatwo odczytują moje intencje? Podchodzę, dotykam i działa, choć sama do końca tego nie rozumiem.
E.R.-B. Dotyczy to tylko koni czy również innych zwierząt?
A.Z. Wszystkie moje zwierzęta są bardzo towarzyskie, kontaktowe, kochają ludzi. Gości trzeba chronić nawet przed kotami, bo przytulają się do nich, robiąc wielkie oczy i obdarzając uczuciem. Często padają wówczas słowa: „Proszę, weź go, bo ja nie mam serca go zdjąć”. A ja mam? (śmiech). Ostatnio dostałam w prezencie książkę zatytułowaną „Is your dog psyhic?” To było wymowne! Mój kot aportuje za podrapanie po plecach. Wiele osób uważa, że to nie jest normalne (śmiech). Moja sunia-pekińczyk już jako szczeniaczek znalazła sposób na zjednywanie sobie ludzi. Ustawiała się na wprost ławeczki, stawała na dwóch łapkach i klaskała przednimi łapkami. Widownia piała z zachwytu. Wszyscy się do niej uśmiechali, głaskali ją, a ona to uwielbiała. Jej synek, pół-pekińczyk, Brumold uwodzi wszystkie kobiety. Stając słupka, kładzie ci łapkę na ramieniu i wpatruje się w ciebie, robiąc oczy kotka ze „Shreka”. Jest w tym niezwykle wytrwały. Potrafi tak siedzieć nawet 10 minut – za uśmiech, za słowa uznania i pogłaskanie po główce. Czemu o tym wspominam? Bo – szczerze mówiąc – czasem się zastanawiam, czy to ja te zaklinam konie czy to one zaklinają mnie. Może wieczorami rozmawiają ze sobą w stajni tak: „Słuchajcie, znalazłem nowy sposób na tę blondynkę…”.
E.R.-B. Jak wyglądały przygotowania do zawodów?
A. Z. Mój koń od ponad dziesięciu lat chodzi wyłącznie na cordeo. Najpierw podjęłam decyzję o jeździe bez ogłowia, a dopiero później zajęłam się ujeżdżeniem i startami w zawodach. Zajeżdżałam go na cordeo, gdy miał trzy i pół roku. To, co prezentujemy dziś, jest efektem wielu lat pracy. Postawiłam sobie poprzeczkę wysoko i staram się systematycznie rozwijać, pokonywać kolejne trudności i… stopnie wtajemniczenia. W ostatnim roku nauczyłam go lotnych zmian nogi, zmian co dwa tempa, trawersu, renwersu, ciągów w trzech chodach. Zapoznał się z piruetem w galopie i z piaffem. Część elementów pokazałam na mistrzostwach, na resztę przyjdzie czas. Jestem w pełni świadoma, że wykonywane przez nas elementy wyższej szkoły nie są jeszcze technicznie idealne. Idzie nam gorzej zwłaszcza w nowym miejscu, gdzie jeźdźca i konia dopada stres. Raz idzie nam lepiej, raz gorzej. Ale – ogólnie rzecz biorąc – nieustannie idziemy do przodu.
E.R.-B. Dla wielu jeźdźców jeżdżących na wędzidle poziom, który prezentujecie, jest nieosiągalny. Czapki z głów! A czy może nam Pani zdradzić, jak wygląda proces szkolenia?
A.Z. Wszystkie elementy, które prezentujemy, uczone były tylko przy użyciu sznurka na szyi konia. W żaden sposób nie ograniczałam jego szyi i głowy. Ten koń nigdy nie chodził zebrany na kontakcie, nie chodził w ustawieniu, nigdy nie miał wędzidła w pysku. Bez wodzy nie jestem w stanie zmusić go do przyjęcia jakiejś pozycji. Ale za to mogę eksperymentować podchodzić do sprawy biomechanicznie, łączyć odpowiednie ćwiczenia, pracować nad lekkością, zaangażowaniem (myślowa półparada!), podstawieniem zadu, rozluźnieniem grzbietu. Mogę mu pomagać, albo – co częściej ma miejsce – przeszkadzać dosiadem (jestem świadoma swoich niedoskonałości). Prowadząc w ten sposób trening, mogę do niego mówić jasno i wyraźnie: „Tak, to jest to! ”. Egistowi – czy innym koniom, które trenuję – daję czytelną mapę! I wtedy – jak wspomniałam – to one zaczynają… zaklinać mnie. Gdy Egist ma dobry dzień, to potrafi mnie tak zahipnotyzować, że po dwudziestu pięciu minutach pracy idziemy wspólnie poleżeć pod jabłonką. Bo ten koń jest za grzeczny, za kochany, nie ma sensu dalej pracować, by nie zniszczyć tej świeżości i tego podejścia, które prezentuje!
E.R.-B. Co jest dla Pani najtrudniejsze w szkoleniu Egista do jazdy bez ogłowia i dlaczego?
A.Z. Najtrudniejsze jest uzyskanie rozluźnienia grzbietu konia w wysokiej pozycji. Egist jest koniem czystej krwi arabskiej. Ta rasa zdecydowanie częściej porusza się z grzbietem wklęsłym niż wypukłym. W domu potrafi się pięknie nieść, często chodzi jak marzenie. Niestety nowe miejsce i stres mocno utrudniają pokazanie jego pełnych możliwości. W półfinałach dawał radę, natomiast finał składał się z tak wielu elementów, że trochę się pogubił. Presja czasu (muzyka), element improwizacji, a także dwa dni startów w dyscyplinach, które nie korelują ze sobą spowodowały, że w finale nie był już tak rozluźniony jak poprzednio. Ale mimo to tańczył i oczarowywał, pokazał ładne ciągi, pasaż i mnóstwo innych widowiskowych elementów.
E. R.-B. Pozostańmy na chwilę przy tańcu. Niesamowicie zaskoczyła Pani publiczność i jury elementami tanecznymi, które wspólnie zaprezentowaliście z ziemi. Piruet z koniem stojącym dęba to nie jest coś, na co każdy by się zdobył. Nie boi się Pani takich eksperymentów?
A.Z. Finałowy występ odbywa się pod hasłem Dressage Show. W zeszłym roku pojechaliśmy skromnie, zbyt skromnie. To był po prostu ujeżdżeniowy przejazd, w którym zabrakło tego efektu wow. Nie wiedziałam, na ile mogę sobie pozwolić. W efekcie musieliśmy zadowolić się srebrem. W tym roku poszliśmy na całość. Pomyślałam sobie: „Chcą show, będą mieli show! (śmiech). Z początku bałam się, że sędziowie przerwą mój występ, uznając go za zbyt niebezpieczny. Ale doszłam do wniosku, że możejednak będą mieć większego stracha, żeby taki występ przerywać. Stałam i leżałam w długiej sukni na siedzącym koniu, nie trzymając się niczego. To świadectwo wzajemnego zaufania człowieka do konia i konia do człowieka. Podobnie jak obrót pod kopytkiem, pod stojącym dęba koniem czy piruet w staniu dęba, gdy trzymałam go za kopytko i z nim tańczyłam. To nie są proste rzeczy zwłaszcza, gdy wykonuje się je w balowej sukni z kołem.
E.R.-B. Porozmawialiśmy na gorąco o Pani wielkim sukcesie. Ale na to zwycięstwo – jak już wiemy – nie składają się tylko figury ujeżdżeniowe, ale – chyba nie będzie to nadużyciem – jakaś nieprawdopodobna magia, która emanuje od Pani i Egista. Czy uchyli Pani rąbka tajemnicy, jak osiągnąć tak niezwykły kontakt z koniem?
A.Z. To jest gra. Ja gram o elementy ujeżdżeniowe, widowiskowe sztuczki. On gra o szczęśliwą panią. Szczęśliwa pani to dla niego: ciepłe słowa, niepowtarzalność ćwiczeń, wygoda, odpoczynek, uśmiechy, zakończenie ćwiczenia, wypad na soczystą trawkę, albo możliwość innej pracy (pracy profi towanej) Wszystko zależy od okoliczności. Gdy trenuje się w ten sposób, wówczas koniem nie powodują tylko dyscyplina i posłuszeństwo (w rozumieniu: unikanie niewygody, presji), on ma motywację! To, że jest zasłuchany i uważny, wynika z jego podejścia do sprawy. Mówi mi: „Ja ci tu zaraz pokażę, jakim jestem wspaniałym koniem. Zaraz szczęka Ci opadnie! ”. I nierzadko opada!
E.R.-B. Jak długo znacie się z Egistem, jak pojawił się w Pani życiu?
A.Z. Kupiłam go, gdy skończyłam 15 lat. Był moim prezentem urodzinowym, który sama sobie ufundowałam za pieniądze ze skarpety. Dorastaliśmy razem. Nie pozwoliłam go dotknąć nikomu. Wszystkiego nauczyłam go sama. Jako nastolatka nie mogłam spać po nocach. Kombinowałam, co zrobić, żeby nauczyć różnych rzeczy. Kiedyś nie było książek o trikach, tutoriali na youtubie. Właściwie dalej nie ma instrukcji, jak nauczyć np. ciągów przy użyciu sznureczka na szyi, zatem… nadal źle sypiam! (śmiech).
E.R.-B. Co ukształtowało Panią jako jeźdźca i trenera koni?
A.Z. Kiepscy ludzie. Słabe przykłady relacji koń-jeździec. Mocne słowa krytyki „Gówniara kupiła sobie arabskiego ogierka, ten koń ją zabije”. Dzisiaj autorce tych słów szczerze dziękuję. Mocno mnie zmotywowały i skłoniły do własnych poszukiwań. Dzięki nim jestem tu, gdzie jestem.
E.R.-B. Ile w Pani treningu jest planu, a ile spontaniczności? Czy pozwala sobie Pani na spontaniczność?
A.Z. Pochwalę się, że tydzień przed zawodami to koń wymyślił sztuczkę: obrót w staniu dęba, trzymając panią za rękę. To była jego inicjatywa. Czasem zabawa jest pracą, a praca jest zabawą. Proporcje muszą być zachowane.
E.R.-B. Wiem, że Pani konie, gdy tylko Panią widzą, prześcigają się w prezentowaniu ćwiczeń, jakby chciały powiedzieć „Teraz ja, teraz ja, zajmij się mną! ”, „Nie, nie, ja, mną! Czy korzysta Pani wówczas z ich inicjatywy czy raczej realizuje własny program?
A.Z. Tak, czasem bawię się w zabawy, które proponują. Czasem pozwalam zrealizować im ich pomysły, a potem sprytnie podsuwam swój. Nagradzam chęci. Ważne jest dla mnie zaangażowanie się konia w ćwiczenie. Bardzo lubię, jak mój siwy kuc walijski siada, bo wówczas nie przeszkadza mi w pracy z dużymi końmi. Praca z dwoma końmi jednocześnie nie jest właściwie moim pomysłem. Wygląda to tak, że ja „ofi cjalnie” pracuję z jednym, a drugi – ponieważ również zna odpowiedz na dane sugestie – kręci się obok i robi to samo. I w ten oto sposób ćwiczą oba. Z trzecim zwykle nie mam problemu, bo – jak wspomniałam – jest zajęty siedzeniem. Czwarty na czas treningu jest zamknięty, ponieważ pomimo niewielkiego wzrostu (125 cm), robi za dużo zamieszania. Jest szefem stada i najchętniej usunąłby całą konkurencje, używając dwururki. Toleruje tylko tego siedzącego, bo… nie wchodzi mu pod nogi!
E.R.-B. Pani konie mają bardzo spokojne i mądre oczy. Wydaje się, że mają też niesamowicie rozwiniętą inteligencję. Co wpłynęło na to najbardziej?
A.Z. Gra w ciepło zimno. Trening z pozytywnym wzmocnieniem w postaci nagród (smakołyków). Koń zawsze ma wybór. Może nie robić nic, może biegać po padoku jak oszalały, uciekając przed kładącym się na wietrze drzewem albo zająć się czymś produktywnym, czymś, co przyniesie mu profi ty i tym samym sprawi mu ogromną radość. Zazwyczaj wtedy drzewa i wiatr przestają istnieć, a konie skupiają uwagę na wykonywanym zadaniu. Nie ustępują mechanicznie od nacisku w wierze, że wszystko, co nieprzyjemne, zaraz się skończy. W takich zabawach one same szukają odpowiedzi. Myślą, kombinują, nie są przymuszane do niczego. To bardzo rozwija. Dlateg wszystkie
mają takie mądre oczy. Patrzą, dostrzegają, analizują. Podam przykład. Wiatr zrzucił doniczkę z surfinią. Zawołałam Egista, a on spojrzał na mnie tymi swoimi mądrymi oczami, przekręcił głowę na bok, rozejrzał się. Znowu na mnie spojrzał, po czym podreptał trzy metry po doniczkę i przyniósł mi ją w zębach wraz z kwiatkiem. Popłakałam się ze śmiechu!
E.R.-B. Czy to znaczy, że Pani konie często zaskakują swoim zachowaniem?
A.Z. O, tak! Są niezwykle kreatywne. Zwłaszcza Egist, któremu poświęcam zdecydowanie najwięcej czasu. Któregoś dnia zawołałam go, by pójść na padok. Egist wybiegł ze stajni i ruszył w moim kierunku. Byłam pewna, że za chwilę będzie przy moim ramieniu, więc ruszyłam w kierunku bramy. Na wysokości bramy odwróciłam się, zdziwiona, że go nie ma. Biegł pasażem, dlatego był dopiero w połowie drogi. Inna zabawna historia: wieszałam na podwórku pranie (zobacz FILM), przyszedł do mnie Egist i – nieproszony – zaczął po kolei podawać mi pyskiem ubrania z miski. Śmiałam się tak głośno, że udało się to zarejestrować. Film bawi w sieci!
E.R.-B. Wspaniały pomocnik, Pani Aniu! Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów!
* Mistrzostwa w jeździe bez ogłowia - impreza, która weszła już na stałe do kalendarza imprez jeździeckich w Polsce. Gospodarzem od trzech lat jest Wrocławski Tor Wyścigów Konnych Partynice. Impreza skupia miłośników różnych stylów jeździectwa (ujeżdżenie, skoki, western), którzy rywalizują w tych dyscyplinach, ale bez ogłowia. Jazda bez ogłowia wymaga doskonałego wyszkolenia konia i jeźdźca oraz ogromnego wzajemnego zaufania. Mistrzostwa popularyzują etyczne i pełne harmonii jeździectwo, oparte na komunikacji człowieka z koniem, a nie na przymusie.
* Anna Zenl – Mistrzyni Świata (2017, 2019) i Wicemistrzyni Świata (2018) w ujeżdżeniu bez ogłowia oraz trailu bez ogłowia (2018, 2019). Pasjonatka koni i klasycznego ujeżdżenia. Pracuje z końmi z ziemi i siodła, eksperymentując i samodzielnie poszukując najlepszych sposobów komunikacji z koniem. Wyróżnia ją ogromne wyczucie, zdolność wychwytywania najdrobniejszych sygnałów od konia, a także: wrażliwość, cierpliwość i uśmiech. Wytrwale poszerza swoje umiejętności i rozbudowuje własną metodę pracy z końmi. Niezwykłe umiejętności swoich koni, Egista i Pesarro, prezentuje podczas pokazów jeździeckich.
Artykuł opublikowany pierwotnie: Ewa Rot-Buga, Anna Zenl. Czarodziejka koni [wywiad], fot. Marcin Wieczorek, „Świat Koni” 2019, nr 10, s. 20-25.
* 16.08.2020 - koń Ani, Egist został zatrzelony; stało się to w godzinach porannych na terenie padoków przy stajni w miejscowości Budzów Kolonia (Dolny Śląsk, powiat Ząbkowice), na kilka dni przed kolejną edycją mistzostw w jeździe bez ogłowia. Więcej informacji o zdarzeniu, zob. E. Rot-Buga, Koń Egist - mistrz świata w ujeżdżeniu bez ogłowia zastrzelony, "Świat Koni" (17.08.2020). Śledztwo nie doprowadziło do wykrycia sprawcy. Przebieg dochodzenia ze względu na dobro śledztwa i na prośbę Ani nie był ujawniany w mediach.
* 31.08.2025 - Ania Zenl zmarła po kilkuletniej walce z chorobą. Miała 35 lat. Pogrzeb odbędzie się 08.09.2025 o godz. 12.30 w Łodzi w kościele pw. św. Wojciecha przy ul. Rzgowskiej 242.
Ania była Światłem. Była inspiracją i wzorem dla wielu miłośników jeździectwa. Była też skromną, wrażliwą i wesołą osobą. Poprzez to, kim była i w jaki spośób pracowała z końmi, zmieniała świat jeździecki na lepszy. Była dzielna. Chcę wierzyć, że już się z Egistem odnaleźli, że są pełni radości - tacy, jak byli zawsze tutaj z nami, i że robią znów razem piaffy, pasaże i lotne, jak zawsze - bez ogłowia.
Cześć Jej pamięci!
O Autorce
dr hab. Ewa Rot-Buga – instruktor jazdy konnej, wybitny wykładowca, profesor w Polskiej Akademii Nauk, autorka książek naukowych: Lwowska Arkadia oraz Bukoliczna księga znaczeń. Dziennikarka współpracująca z ogólpolskimi czasopismami jeździeckimi: „Świat Koni”, "Hodowca i Jeździec", "Koń Polski", „Koński Targ”. Redaktor-ekspert w wydawnictwach hipologicznych: Wydawnictwo Świadome Jeździectwo (redagowała m.in. dwie książki Mary Wanless RWYM, Ujeżdżenie na XXI wiek Paula Belasika i in.), Wydawnictwo PZHK. Odbyła pobyt szkoleniowy w Australii u trenera jeździectwa naturalnego Phila Rodeya. Pasjonatka ujeżdżenia klasycznego i pracy nad dosiadem metodą RWYM – od ponad sześciu lat systematycznie rozwija umiejętności pod okiem certyfikowanych coachów RWYM. Korzysta z metod pracy z ciałem, wykorzystanych przez Mary Wanless, twórczyni RWYM (m.in. jest to Technika Alexandra). Nieustannie poszukuje dróg samodoskonalenia i rozwijania umiejętności jeździeckich oraz efektywnych sposobów przekazywania wiedzy na ten temat. Podróżniczka i reporterka, miłośniczka wypraw konnych i wielodniowych rajdów, odwiedzająca konno dalekie i nieznane zakątki świata. Autorka bestsellerowej książki "Konno po marzenia", która otrzymała wyróżnienie w konkursie na najlepszą książkę wydaną w latach 2020-2021 "Literacka Nagroda Motyli; książki "Roxley. Wibracja Piękna" - fabularyzowanej, wciągającej historii, w której opisała m.in. swoją drogę ujeżdżeniową from green to greet; zbioru opowiadań - "W odbiciach". Dowiedz się więcej o autorce - LINK.